— Ah! jak ty śmiesznie wyglądasz Nataszko z temi wąsikami!... Jesteś więc z tego zadowolona?
— Jakto czym zadowolona? Ależ to mnie po prostu uszczęśliwia!... Nic nie mówiłam... nie chciałam zmuszać cię do niczego, ale miałam do ciebie ciężki żal!... Ona ma takie złote serduszko. Ja ani się nie umyłam do niej... Jestem nieraz okropnie złośliwą i dokuczliwą. Uczuwałam też pewne skrupuły, że mam być sama tylko tak szczęśliwą. Wróć do niej biedaczki, wróć!
— Nie, pozwól mi zostać jeszcze chwilę przy tobie! Boże! jak ty śmiesznie wyglądasz w tem przebraniu! — powtórzył wpatrując się w nią badawczo. I w rysach Nataszki odkrywał wyraz dotąd mu nieznany, czułości niewypowiedzianej, który go uderzył:
— Powiedz sama siostruniu, czy to nie wygląda na istne czary, co?
— Czary, czy nie czary, aleś dobrze zrobił i kwita!
— Gdybym był dawniej widział Nataszkę, tak czułą i w takiem jak dzisiaj usposobieniu, byłbym ją poprosił o radę, i byłbym ślepo spełnił jej wolę... wszystko byłoby poszło jak z płatka!... — pomyślał. Dodał zaś głośno. — Zadowolonaś z tego zatem?... Sądzisz że dobrze uczyniłem?
— Spisałeś się dzielnie! i... uczciwie... Kiedyś tu byłam okropnie zła na mamę, właśnie z twego powodu. Mama utrzymywała, że Sonia narzuca ci się gwałtem... ja zaś nie pozwolę nikomu jej ubliżyć, bo to uosobistniona prawość i dobroć iście anielska!
— Skoro tak... tem lepiej!... I Mikołaj zeskoczył z sani i w kilku susach dotarł do swoich sanek, gdzie
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.