nabożnie i w ducha skupieniu ustępów, gdzie była mowa o zwycięstwach Mojżesza, Gedyona i Dawida, jak i o zniszczeniu Jerozolimy. Modliła się gorąco, z sercem skruszonem, choć właściwie nie umiała sobie zdać sprawy, o co Go błaga? Gdy szło o wzmocnienie w dobrych zamiarach, jej własnego serca i umysłu, o wzmocnienie w wierze, o przywrócenie nadziei na przyszłość i natchnienie jej miłością braterską dla bliźnich bez wyjątku, taką modlitwę wypowiadała z głębi duszy! Czyż mogła jednak błagać Boga, aby jej dopuścił deptać po nieprzyjaciołach, kiedy przed chwilą pragnęła mieć ich jak najwięcej, aby ich ukochać i modlić się za nich? Mogłaż z drugiej strony wątpić w skuteczność modlitwy i w prawdę tejże, skoro ją synod kazał czytać i słuchać na kolanach? Opanowała ją groza straszliwa, na myśl o karach i gromach spadających na grzeszników. Zaczęła się modlić na nowo, z najwyższem przejęciem, aby uprosić przebaczenie, tak dla nich, jak i dla siebie samej. Zdawało się jej, że Bóg wysłucha tę prośbę, obdarzając ją w przyszłości szczęściem i spokojem.
Od dnia owego, kiedy Piotr wyszedł z domu Marji Dmytrówny, upojony spojrzeniem łzawem Nataszki, tak pełnem wdzięczności dla niego i w którym podziwiał następnie kometę, rozkładającą szeroko na niebie swój