szałkiem szlachty, synem najserdeczniejszego druha zmarłego księcia. Skoro ciało złożono na wysokim, wspaniałym katafalku, popy i djaki okoliczni, zaczęli wywodzić w koło zwłok żałobne psalmy, głosem monotonnym. Niebawem zaczęło się zjeżdżać i obywatelstwo z bliska i z daleka, aby oddać ostatnią posługę najstarszemu rosyjskiemu jenerałowi, tak rangą jak i latami. Zbliżali się do ucałowania twarzy i rąk zmarłego, z drżeniem mimowolnem i twarzą bladą jak ściana. Tak samo konie rżą żałośnie i stają dęba na widok konia zabitego. Szli jednak jedni za drugimi, trochę z ciekawości, a zresztą, bo tak im nakazywał obyczaj odwieczny.
Boguczarewo nie było nigdy w łaskach u księcia zmarłego. Chłopi w tym majątku różnili się we wszystkiem i odznaczali od innych wieśniaków. Inaczej się ubierali, zupełnie inne mieli nawyczki i obyczaje, byli o wiele śmielsi i butniejsi. Sami siebie nazywali „Stepowcami“. Stary książę umiał oceniać sprawiedliwie ich pracowitość i spryt do wszystkiego. Sprowadzał ich nieraz do Łysych-Gór w czasie żniw, do kopania stawów lub rowów. Nie cierpiał ich jednak za ich dzikość i niesforność.
Pobyt księcia Andrzeja pomiędzy nimi, zmiany, które był pozaprowadzał, szkoły, szpitale przez niego pobudo-