Polecił mu również, żeby nie przestawał z nikim więcej, prócz z jego adjutantem de Castries.
Po czterech dniach samotności i nudów śmiertelnych, w czasie których był zmuszony zdać sobie sprawę dokładną, jakiem stał się obecnie zerem i jak odjęto mu wszelką możność działania, co było dla niego tem dotkliwszem, że tak niedawno obracał się w sferach najwyższych i wszechwładnych. Po kilku przystankach, w tej lub owej miejscowości, dokąd jechał razem z furgonami Davoust’a i wśród wojsk francuskich, zalewających całą okolicę, Bałakow został nareszcie przywieziony nazad do Wilna, i powrócił przez tę samą rogatkę, którą wyjeżdżał przed czterema dniami.
Nazajutrz z rana szambelan cesarza Napoleona, hrabia de Turenne, przyszedł oznajmić mu ze strony swego pana, że ten raczy mu udzielić posłuchania.
Kilka dni temu zaledwie, przed tym samym domem w Wilnie, do którego prowadzono go teraz, zaciągał wartę pułk Preobrażeński. Obecnie stało przed nim na warcie dwóch grenadjerów w bermicach na głowie i w mundurach szafirowych z białemi wyłogami. Czekał przed domem na wyjście Napoleona cały tłum huzarów, ułanów i liczna eskorta błyszcząca złotemi szlifami i galonami, adjutantów cesarskich. Skupili się byli u stopni ganku, przed którym trzymał za uzdę mameluk Rustan wierzchowca cesarskiego. W tym samym domu zatem przyjmował Napoleon Bałakowa, w którym Aleksander oddał mu był ów list napisany własnoręcznie.