dowodzić armją. Jedynem wyjściem tedy, z obecnego najnieszczęśliwszego położenia, był odjazd cara z obozu i całego jego głównego sztabu. Obecność monarchy, pochłaniała i czyniła nieużytecznemi co najmniej pięćdziesiąt tysięcy ludzi, potrzebnych, aby w razie niebezpieczeństwa bronić i zasłaniać uświęconą cara osobę. Według ich zdania i najmniej zdolny dowódzca, będzie lepszym, gdy zostanie zupełnie niezawisłym, niż najbieglejszy w sztuce generalissimus, ubezwładniony i pozbawiony wolnej woli przez obecność i widzimisię wszechwładnego monarchy.
Szyszkow, cara sekretarz przyboczny i członek najbardziej czynny owej partji „umiarkowanej“, zredagował najuniżeńszą prośbę do cara, wspólnie z Bałakowem i Arakczejewem. W tej prośbie powoływali się najprzód na udzielone im łaskawie pozwolenie, roztrząsać i rozmyślać, jakim sposobem możnaby złemu zapobiedz. Następnie błagali go najusilniej, aby raczył wrócić do Moskwy, aby tam swoją obecnością rozpłomieniał umysły, rozgrzewał serca ludu słowy wymownemi, aby ten lud bronił jak jeden mąż ojczyzny zagrożonej. Cara zadaniem miało być tedy, doprowadzić mieszkańców Moskwy do szału niejako, co też się i stało i co później przyczyniło się przeważnie do tryumfu Rosji i do wytępienia jej najeźdźców. Rada podana w ten sposób, pełna najgłębszej czci, została łaskawie przyjętą przez cara i jego odjazd z obozu postanowiono nieodwołalnie.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Zanim jeszcze ów list doszedł rąk cara, uprzedził Barcley de Tolly Andrzeja dnia pewnego podczas objadu,