wyjmowano z rany. Na około wisiały strzępy ciała zakrwawionego. Ranę opatrzono należycie i bok starannie obandażowano. Doktor ucałował go serdecznie, przypolecił spokój jak największy i odszedł do dalszej roboty.
Po tym bólu straszliwym, ogarnęło go uczucie dziwnej błogości. Znowu przypomniały mu się chwile w życiu najrozkoszniejsze; szczególniej w latach dziecięcych, najszczęśliwszych, kiedy niania, rozebrawszy go i złożywszy w miękkie, pachnące, śnieżnej białości łóżeczko, przyśpiewywała mu do snu kołysząc, tęskne, rzewne dumki. Cieszył się że żyje, a ta cała błoga przeszłość zdała mu się być teraźniejszością. Chirurdzy przy drugim stole, jeszcze się nie byli uporali z owym pięknym mężczyzną, który wydawał się Andrzejowi kimś tak dobrze znanym. Starali się go pocieszyć i uspokoić w niesłychanem rozdrażnieniu.
— Pokażcie mi ją! pokażcie! — jęczał coraz słabiej, znużony długiemi torturami podczas operacji.
I Andrzejowi łzy się w oczach zakręciły. Czy płakał nad sobą, że ginie tak młodo, nie zdobywszy wielkim jakim czynem sławy niespożytej? Czy żałował życia przypomniawszy sobie rozkoszne i błogie lata dziecięce? Czy sam tyle wycierpiawszy, płakał z rozczulenia nad innymi, którzy tak samo cierpieć muszą? Pokazano nogę odciętą biedakowi. Była dotąd w bucie ze srebrnemi ostrogami, który był cały krwią obryzgany.
— Oh! — wybuchnął ranny rzewnym płaczem, spojrzawszy na nogę, zupełnie jak kobieta zdenerwowana.
Teraz dopiero poznał go Andrzej. Ten nieszczęśliwy, kaleka bez nogi, zalewający się łzami gorzkiemi, tuż
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.