bliźniego, miłość dla tych, którzy nas kochają, jak i dla tych, którzy nam złorzeczą i nas nienawidzą. Taką miłość zalecał Bóg konający na krzyżu za nasze grzechy. Takiej miłości uczyła mnie Marja, siostra moja, a ja jej wtedy nie mogłem zrozumieć... Tego jeszcze musiałem się nauczyć, pojąć czem to jest właściwie i dla tego, żem się nauczył tych wielkich prawd, żal mi życia!... Teraz... czuję to aż nadto dobrze... na wszystko... za późno!
Wszystko wywierało na Napoleona wpływ przygnębiający. Widok ponury pola walki zasłanego trupami, straszna odpowiedzialność na nim ciążąca, wiadomości odbierane co chwila, o tylu i tylu zabitych jenerałach, (które później okazały się były nawet fałszywemi). Najbardziej przygnębiającem była strata owego uroku, który go dotąd otaczał, niby świetlaną aureolą. On, lubiący patrzeć na rannych i zabitych, co nawykł był uważać za dowód swojej wielkości i niezłamanej siły ducha, czuł się pokonanym moralnie w tym dniu nieszczęsnym. Opuścił czemprędzej pole bitwy, aby wrócić do Szerwadyna. Wytężał słuch na każdą salwę z broni ręcznej, siedząc przed namiotem na krześle składenem. Twarz mu pożółkła i obrzękła, głowę pochylił, wlepiwszy wzrok w ziemię. Czekał z gorączkową niecierpliwością, końca tej bitwy fatalnej, której był głównym motorem, a raz