Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

kuńczem pewien dygnitarz, w wieku podeszłym, piastujący w państwie jedno z najwyższych dostojeństw. W Wilnie znowu nawiązała była nader ścisły stosunek z księciem krwi z państwa ościennego. Tak młody i ognisty książę, jak i ów wielki pan rosyjski, upominali się natarczywie o swoje prawa. Była zatem w kłopocie nie lada, jak rozwiązać to zadanie tak drażliwe, jak dogodzić jednemu i drugiemu, nie zrywając z żadnym serdecznych stosunków. Coby było wydało się innej kobiecie wprost niemożliwem, u niej wymagało jedynie króciutkiej chwili namysłu. Zamiast ukrywać się z swojemi czynami, zamiast używania jakichkolwiek wykrętów, aby wyjść cało z tak fałszywego położenia, coby było wszystko popsuło, dowodząc karygodności z jej strony, ona nie zawahała się ani na chwilę i jak prawdziwy wielki człowiek, potrafiła pozyskać opinję ogólną.
W odpowiedzi na gorzkie wyrzuty, któremi obarczył ją zagraniczny książę krwi, zaraz przy pierwszej wizycie, podniosła z dumą swoją prześliczną główkę, zwrócona profilem do niego:
— Oto próbka samolubstwa i okrucieństwa mężczyzn — odpowiedziała wyniośle. — Spodziewałam się z góry czegoś podobnego. Kobieta poświęcająca się dla ciebie mości książę, cierpi i taką za to odbiera nagrodę. Skąd rościsz sobie prawo książę, do żądania odemnie rachunku z moich czynów i stosunków przyjaźni? Ten człowiek był więcej niż ojcem dla mnie... Tak — trzepała coraz prędzej, aby księcia do słowa nie dopuścić — może miał dla mnie uczucia trochę odmiennej natury, nie zupełnie ojcowskie, ale to jeszcze nie powód, żebym za-