gratów. Podczas gdy hrabia wałęsał się jak zwykle po mieście, zbierając nowinki, dysponując służbie to i owo, z wielko-pańską nonszalancją, hrabina goniła tylko wiecznie za Pawłem, który jej formalnie unikał i zazdrościła gwałtownie Nataszce, że jest do niej jak przypięty! Jedna Sonja zajmywała się właściwie pakowaniem, rozumnie i starannie, jak była nawykła wszystko robić. I ona była bardzo zmieniona i przygnębiona. List Mikołaja w którym wspominał o poznaniu przypadkowem księżniczki Bołkońskiej, obudził w sercu hrabiny cały szereg marzeń najrozkoszniejszych. Nie kryła się z najsłodszemi nadziejami, widząc w tem dziwnem spotkaniu iście palec Boży. — Nie cieszyłam się nigdy — mówiła głośno, wobec całej rodziny — z zaręczyn Nataszki z księciem Andrzejem. Natomiast pragnęłam zawsze gorąco, i błagałam Boga, żeby Mikołcio mógł poślubić księżniczkę Marję, i mam przeczucie, że prośba moja zostanie wysłuchaną... Cóżby to było za szczęście dla nas wszystkich!... — I biedna Sonja musiała jej w tem przyznać słuszność, bo przecież z pomocą jedynie znacznego posagu, wziętego z żoną, mógłby był Mikołaj poratować rodziców, w opłakanym stanie ich interesów. Serce atoli ściskało się jej na myśl złowrogą, że wtedy Mikołaj byłby dla niej na wieki stracony. Aby więc ból stłumić, który jej pierś rozrywał, wzięła na siebie cały ciężar pakowania, pracę niesłychanie żmudną i nieznośną. Do niej zatem udawali się tak oboje hrabstwo z rozmaitemi poleceniami, jak i cała służba po rozkazy. Paweł z Nataszką, nie tylko że nikomu w niczem nie dopomogli, ale każdemu w dodatku zawadzali. Rozlegały się po
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.