całym domu ich śmiechy i szalone gonitwy z pokoju do pokoju. Wybuchali śmiechem co chwila, sami nie wiedząc z czego i po co? Ot! po prostu dla tego, że byli młodzi, roztrzepani; lubili pasjami każdą odmianę, i we wszystkiem znajdywali materjał do żartów, figli i dowcipków. Paweł, dzieciak, wyjeżdżając z domu rodzicielskiego, nie posiadał się z radości, że powrócił doń prawie mężczyzną. Cieszył się również, że go wzięto z Białego-Tczerkowa, gdzie nie spodziewał się wcale wąchać prochu. W Moskwie miał zaś wszelką pewność spotkania z nieprzyjacielem, i odebrania pierwszego chrztu ogniowego. Nataszka ze swojej strony była wesołą dla tego, że długo, bardzo długo była taką smutną i przygnębioną, a teraz nic jej na szczęście nie przypominało owych cierpień, tak moralnych jak i fizycznych. Wyzdrawiała najzupełniej na duszy jak na ciele, i to ją cieszyło. Byli weseli oboje, bo w swojej dziecięcej ufności, ani na chwilę nie przypuszczali, żeby się Moskwa miała poddać Francuzom. Wierzyli święcie, że wojsko rosyjskie okryje się na murach Moskwy sławą niespożytą, a Paweł w szczególności zdobędzie najpewniej rangę oficerską, a może nawet... krzyż za chrabrost! Zresztą takie stuki i hałasy, taki przewrót w codziennych, trochę nudnych stosunkach, pobudzają zwykle do wesołości młodzieniaszków niedoświadczonych.