towarów za kilka kroci rubli? Jakże atoli potrafimy uratować cokolwiek, skoro wojsko Moskwę opuszcza?... Wola Boża silniejsza od naszych słabych rozumów... Spełni się, co się spełnić musi!
— Proszę za mną! proszę za mną! — namawiał oficera pierwszy kupiec. Ten jednak machnął ręką, jakby go to nic nie obchodziło i nie ruszył się z miejsca.
Z magazynu otwartego na oścież, słychać było głośne przekleństwa i łoskot jakiejś bójki. Oficer gotował się właśnie wejść tam i zobaczyć co się dzieje, gdy wyrzucono gwałtownie ze środka, człowieka w szarym kaftanie z głową ogoloną. Człowiek ów, skoczył jak kot na równe nogi rzutem elastycznym i przemknąwszy się lotem błyskawicy pomiędzy kupcem a oficerem, zgubił się i przepadł w tłumie natychmiast. Oficer natomiast wpadł do magazynu, płazując pałaszem na prawo i lewo żołnierzów rabujących. W tej samej chwili odezwały się krzyki i jęki rozpaczliwe na moście rzeki Moskwy.
— Co to jest? Co się tam stało? — oficerowie porzucili maroderów, spiesząc w stronę mostu.
Gdy tam stanęli, zobaczyli dwa działa zwrócone ku miastu wylotami. Tłum uciekając w popłochu, powywracał wozy, spychał jednych do wody, innych w tył odtrącał. Wszyscy lecieli naprzód jak opętani. Żołnierze trzymali się za boki od śmiechu, patrząc na wóz wypakowany pod same niebiosa, gratami rozmaitemi, a na samym czubku kobietę, dyndającą w powietrzu nogami, uczepioną rozpaczliwie kołyski uwiązanej na wierzchu i wrzeszczącej w niebogłosy. Cztery psy, na jednej smyczy, biegło za tym samym wozem, z wywalonymi jęzo-
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.