— Wereszczagin — myślał — był i tak osądzony na karę śmierci — (co nie było prawdą, bo trybunał skazał go tylko do robót podziemnych w Nerczyńsku). — Był to zdrajca, nie mogłem więc puścić go bezkarnie. Tym sposobem — dodał w myśli, z cynicznym uśmiechem — udało mi się przy jednym ogniu, upiec dwie pieczenie na raz.
Skoro wysiadł przed gankiem domu własnego, zaczął wydawać rozmaite rozkazy i polecenia, zacierając do reszty w umyśle przykre wrażenie i troskę, wywołaną przez śmierć Wereszczagina.
W jakie półgodziny, jechał końmi świeżemi do Kutuzowa, zapomniawszy najzupełniej o zbrodni spełnionej na jego rozkaz. Wódz naczelny, jak utrzymywano, znajdował się przy moście nad Yauzą. Przygotowywał i układał przez drogę burę sążnistą, którą zamierzał mu wsypać za wiarołomstwo i zdradę, popełnione w obec niego. Chciał dać uczuć staremu dworskiemu lisowi, że na niego spadnie jedynie cała odpowiedzialność przed potomnością, za niedolę Rosji i opuszczenie Moskwy. Przejeżdżał płaszczyznę pustą i bezludną. Tylko w jednym punkcie, na lewo od gościńca, obok obszernego budynku, świecącego z daleka ścianami na żółto pomalowanemi, ruszało się grono ludzi biało poubieranych, pomiędzy którymi kilku krzyczało w niebogłosy, wymachując gwałtownie rękami. Na widok karety Roztopczyna, jeden z nich rzucił się przed konie. Stangret, Roztopczyn i eskortujący go dragoni, przypatrywali się z ciekawością i przerażeniem jednocześnie, tej zgrai szaleńców, którą puszczono na wolność ze szpitala, bez
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.