wiołowi. Pomiędzy Rosjanami kręciło się mnóstwo żołnierzów francuzkich. Daremnie szukał wodząc wzrokiem w około, owej matki zrozpaczonej, której dziecko odnosił cudownie ocalone. I oni tak samo jak mała cyganka, ulotnili się bez śladu. Radby był oddać im dziewczynkę jak najprędzej, aby pójść jeszcze kogo ratować. Teraz mała dziczka onieśmielona tłumem otaczającym ją w koło, przestała wrzeszczeć i skręciła się jak kotka w kłębuszek w ramionach Piotra, schwyciwszy go kurczowo za kaftan. Uśmiechał się do niej mimowoli z dobrodusznością iście ojcowską. Zaczynała w nim budzić pewien interes. W tej chwili zwróciła na siebie jego uwagę cała rodzina z Gieorgji, czy też pochodzenia ormiańskiego. Starzec, pyszny typ rembrandowski, z długą siwą brodą, był widocznie głową tej rodziny. Strój jego był bogaty, krojem wschodnim. Obok niego siedziały na rozmaitych kufrach i węzełkach dwie kobiety. Jedna, poważna matrona, z głową siwiejącą; druga uderzająco podobna do matki, ale promieniejąca blaskiem krasy młodocianej. Oczy miała duże, królewskie, czarne i palące, z łukiem brwi i puklami włosów, jak skrzydła krucze. Twarz przejrzystej białości, zwykle matowa, czasem tylko, przelotnie płonęła nagle rumieńcem, niby odblaskiem łuny pożaru. Usiadła była po za plecami matki. Miała na sobie kosztowny płaszcz atłasowy, na głowie chustkę perską, całą złotem przetykaną, a mieniącą się barwami tęczowemi. Ta chustka związana niby rodzaj turbanu, podnosiła jeszcze cudowną piękność młodziutkiej kobiety. Wyglądała na delikatną roślinę z cieplarni wielko-pańskiej, wyrzuconą nagle, na śmiecisko, nara-
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.