swoją i sił dodaje — słyszał słowa wodza naczelnego, wymówione do jakiegoś jenerała stojącego obok.
Jenerał rozkaz odebrawszy przeszedł obok Piotra schodząc z wzgórka w dolinę.
— Na most! — zakomenderował w odpowiedzi na pytania oficerów.
— Ja również! — pomyślał Piotr, goniąc za jenerałem. Jenerał wskoczył na konia, którego kozak trzymał za uzdę. Piotr tymczasem zbliżył się do swojego służącego z zapytaniem, który z dwóch koni jest spokojniejszy. Schwycił konia następnie za grzywę i zaczął się na niego gramolić. Uczuł nagle że mu spadają z nosa okulary. Nie mógł jednak i nie chciał zresztą puścić się grzywy końskiej i drugi raz wykonywać tak mozolne dla niego wsiadanie na siodło. Puścił się zatem w tropy jenerała, wmieszany pomiędzy oficerów którzy patrzyli zdziwieni na tego intruza.
Jenerał galopował dalej. Zjechał w dół z wzgórka i skręcił nagle na lewo, Piotr zaś straciwszy go z oczu, dostał się najniepotrzebniej w świecie pomiędzy piechotę maszerzjącą. Starał się nadaremnie wyswobodzić od żołnierzów otaczających go w około, i którzy spozierali niechętnie, niby pytając: — A tyś tu po co wlazł“ — na tego grubego cywila w okrągłym, dużym kapeluszu,