— Zostawiam Moskalom to zajęcie, żeby kadzili i pochlebiali starcowi niedołężnemu, którego ja umiem ocenić należycie i rozumiem jak nam tylko zawadza. Ten — „staruszek“ (Niemcy nigdy inaczej nie nazywali Kutuzowa,) niczego sobie nie żałuje! — pomyślał w końcu Woltzogen, spojrzawszy na talerz z kurą pieczoną. Potem zaczął przedstawiać położenie lewego skrzydła, tak, jak to miał zresztą nakazane i jak zresztą sam był osądził.
— Główne punkta naszych pozycji są w mocy francuzów. Nie byliśmy w stanie wyrugować ich z tamtąd. Zabrakło nam po temu żołnierzy. Wojsko w rozsypce i żadna siła ludzka nie potrafiłaby go zatrzymać.
Kutuzow przestał jeść, patrząc na niego z najwyższem zdumieniem. Zdawał się nie rozumieć słów jego. Woltzogen zauważył starca przerażenie i dodał ze złośliwym uśmiechem:
— Sądzę, że nie mam prawa ukrywać prawdy przed waszą książęcą mością. Widziałem na własne oczy wojsko rosyjskie w zupełnej rozsypce!
— Pan to widziałeś, widziałeś? — krzyknął gromko Kutuzow, zrywając się na równe nogi. Brwi zsunęły mu się nad czołem, wywijał groźnie zaciśniętemi pięściami, dusząc się prawie z gniewu. Dodał trzęsąc się cały: — Jak pan śmiesz przychodzić do mnie z podobnemi kłamstwami?! Niczego nie wiesz, nic nie widziałeś! Powiedz twojemu jenerałowi, że jego wiadomości są fałszem wierutnym. Ja wiem lepiej jak rzeczy stoją!
Woltzogen usta otwierał, chcąc coś odpowiedzieć, Kutuzow jednak nie dopuścił go do słowa.
— Francuzów odepchnięto na lewem skrzydle, a i na
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.