adjutanta — przejedź się pomiędzy szeregi i zapowiedz atak na jutro!
Woltzogen tymczasem wróciwszy raz jeszcze, żądał na piśmie dla Barclay’a potwierdzenia rozkazu wydanego z głównej kwatery. Kutuzow nie spojrzawszy nawet na niego, kazał natychmiast dokument wygotować i podpisał własnoręcznie, aby zdjąć z Barclay’a wszelką za ten krok odpowiedzialność. Dzięki pewnej intuicji moralnej, a dziwnie tajemniczej, którą możnaby nazwać duchem armji, każde słowo z rozkazu dziennego Kutuzowa, przeniknęło natychmiast i dotarło do ostatnich wojska szeregów. Nie były to może te same słowa, dodano prawdopodobnie bardzo wiele do nich, o czem ani się przyśniło wodzowi naczelnemu; każdy jednak zrozumiał ich sens i morał. Słowa te nie wypłynęły z licznych, mniej lub więcej mądrych kombinacji, ale wypowiadały wiernie uczucie tkwiące głęboko w sercu Kutuzowa i to uczucie odbiło się wiernem echem w sercach wszystkich jego żołnierzy. Wszyscy ci ludzie znużeni, bezsilni, wahający się, skoro dowiedzieli się o nowym ataku nazajutrz na nieprzyjaciela, pojęli, że to w co uwierzyć żaden z nich nie chciał, jest fałszem. Zaraz wstąpiła w nich otucha, pocieszyli się, wzmocnili i nabrali nowego animuszu.
Pułk księcia Andrzeja, należał do rezerwy stojącej bezczynnie do drugiej popołudniu, w tyle po za wsią