Zresztą matka twoja jest o wiele spokojniejszą i zaczyna lepiej wyglądać.
Nataszka z głową opartą o poduszki, trzymając Marję za rękę, wpatrywała się bacznie w jej rysy mimo zmroku panującego w pokoju, w którym okna szczelnie pozasłaniano:
— Czy ona podobna w czem do brata? — pytała się w duchu Nataszka. — I tak... i nie... Przypomina go po trochę, ale z drugiej strony, ma w sobie coś odmiennego, dziwnego, nieznanego mi... Czuję atoli, że i ona kocha mnie prawdziwie... że jej serce jest na wskroś dobre i najszlachetniejsze... Ale co też ona o mnie myśli i jak mnie osądza?...
— Masha, duszinko moja — rzekła nieśmiało, przyciągając ją z lekka ku sobie. — Nie sądź żebym była złą z gruntu. Nie duszinko... kocham cię szczerze, duszą całą. Bądźmyż sobie odtąd siostrami... najprzywiązańszemi! — Po tych słowach okryła pocałunkami twarz Marji ku niej pochyloną i jej obie ręce. Od tej chwili były sobie nawzajem przyjaciółkami z tą eksaltacją, do jakiej tylko kobiety są zdolne, w tym stosunku. Całowały i ściskały się nawzajem, przemawiały jedna do drugiej najczulszemi słowami, przepędzając razem większą część dnia. Tematem najulubieńszym, była ich przeszłość, jak najdalsza. — Czasem milczały godzinami, a czasem znowu leżąc w jednem łóżku, przegawędziły noc całą, aż do dnia białego. Nataszka która dotąd odwracała się niemal pogardliwie, od takiego życia jak było Marji, pełnego uległości, zaparcia się własnego ja i najwyższego poświęcenia, nie rozumiejąc ile mieściła w sobie wzniosłej
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.