i wojskowych, prowadząc życie spokojne i jednostajne. O ile ma się rozumieć, pozwalały mu na to mnogie intrygi, prowadzone w koło niego. Kutuzow starał się jednak nic nie widzieć i niczego nie słyszeć. Zdawać się mogło z pozoru, że nagle zrobił się na wszystko jak głaz obojętnym.
Wódz naczelny zatrzymał był w Wilnie prawie całą armję i to wbrew życzeniu cara. Po jakimś czasie jego pobytu w Wilnie, otoczenie całe zawyrokowało, że Kutuzow zdziecinniał najzupełniej. Pozwalał rzeczywiście robić swoim podkomendnym, co im się rzewnie podobało. Sam zaś bawił się tylko, jadł dobrze i wysypiał się jeszcze lepiej oczekując przyjazdu cara.
Jedenastego grudnia przybył car wreszcie, otoczony całą swoją świtą, prosto do zamku wileńskiego, w swoich sankach podróżnych. Pomimo tęgiego mrozu, czekali na monarchę na dworze, ze stu jenerałów i wyższych oficerów z sztabu głównego, jak również gwardja honorowa z pułku Semenowskiego.
Kurjer pędzący przed carem galopem, sankami trojką zaprzężonemi, krzyknął z pełnej piersi:
— Oto jest! — Na te słowa skoczył Konowniczyn w głąb sieni, aby oznajmić przybycie cara Kutuzowowi, który czekał na dole, w loży portjera.