Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

śmierci, bo w niej widziałem wyzwolenie. Z każdem uderzeniem wiosła starałem się dzień ów zapomnieć. Wszystko napróżno! Słyszałem je wzywające mnie wśród nocy, widziałem chodzące po morzu. O powiedz mi, powiedz, że pomarły, a uspokoisz mnie, bo zaiste nie mogą one być szczęśliwemi, kiedym dla nich zgubiony! Cóż może być wierniejszego i stalszego nad miłość matki! A Tirza — oddech jej, to jak woń białej lilii. Była ona jakoby najmłodszą latoroślą palmy — taka świeża, czuła, nadobna i wdzięczna! Ona każdy dzień mój czyniła porankiem, była mi słońcem, muzyką, czarem! I moja to ręka pogrążyła ją w bezdeń nieszczęścia! — Ja!...
— A więc wyznajesz swą winę? — zapytał Aryusz surowo.
Dziwną była zmiana, jaka na te słowa zaszła w twarzy Ben-Hura. Głos zaostrzył się, ręce mocno zaciśnięte podniosły się w górę, nerw każdy drgał, a oczy gorzały.
— Słyszałeś o Bogu mych ojców — rzekł — o nieśmiertelnym Jehowie? Na jego wszechmoc i istnienie, na miłość, jaką od początku wieków otaczał Izraela, przysięgam ci, żem niewinny!
Trybun zdawał się być wzruszonym.
— O szlachetny Rzymianinie! — mówił dalej Ben-Hur — Wierz mi choć trochę i spuść promień światła w ciemności, które mnie otaczają i coraz się zwiększają.
Aryusz odwrócił się i mierzył pokład szerokimi krokami.
— Przecież nie zasądzono cię bez sądu? — zapytał, nagle przystanąwszy.
— Tak.
Rzymianin podniósł głowę ze zdumieniem.
— Jakto... bez sądu? bez świadków? A któż cię zasądził?
Rzymianie, jak wiadomo, byli właśnie w czasie upadku ich potęgi zwolennikami wszelkich formalności prawnych.
— Związano mnie sznurami, wepchnięto do podziemia w wieży nie widziałem nikogo. Nikt nie mówił ze mną, a nazajutrz żołnierze uprowadzili mnie nad brzeg morski i odtąd jestem galernikiem!
— Cóżbyś mógł na swe uniewinienie przytoczyć?
— O wiele! Najpierw byłem chłopcem — za młodym na spiskowca, dalej Gratus był mi zupełnie nieznanym. Gdybym był myślał o za-