Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

Poświęcono całą rodzinę, aby pomścić wypadek, któremu nikt nie był winien. Myśl ta wzruszała trybuna do głębi. Żeglarze nazywali go „dobrym trybunem,“ a dla wielu względów w opowiadaniu skazańca można było na dobroć tę liczyć. Może znał i nie lubił Waleryusza Gratusa, a może znał także starszego Hura? Juda w swem opowiadaniu dotknął tych punktów, ale bez wyraźnego skutku.
Trybun zdawał się być w niepewności; był on na okręcie wszechwładnym panem; wrażenie, jakie na nim opowiadanie skazańca zrobiło, było dodatnie i wierzył. Pomimo tego postanowił nie spieszyć się, a raczej spieszyć do Cytery, bo byłoby nierozważnie pozbywać się w tej chwili tak doskonałego wioślarza; wolał więc zaczekać, aby dowiedzieć się cośkolwiek więcej — przekonać się, czy to jest książę Ben-Hur; wiedział bowiem z doświadczenia, że wszyscy niewolnicy kłamią.
— Dobrze, — rzekł — wróć na swoje miejsce.
Ben-Hur skłonił się i spojrzał raz jeszcze w twarz swego pana, a nie ujrzawszy więcej nic, coby mu dodać mogło nadziei, zwolna odchodził — nagle zatrzymał się i rzekł:
— Jeśli kiedy jeszcze pomyślisz o mnie, trybunie, pomnij, że błagałem jedynie o wieść o moich — o matce i siostrze, o nic więcej.
Po tych słowach odszedł.
Aryusz powiódł za nim zachwyconem okiem, myśląc:
— Gdyby go ćwiczyć, coby to była za ozdoba areny! co za biegacz! co za ramię do szermierki! Stój! — zawołał nareszcie.
Ben-Hur stanął, a trybun podszedł ku niemu.
— Powiedz mi, cobyś zrobił, gdybyś był wolnym?
— Szlachetny Aryusz urąga mej niedoli — rzekł Juda drżącym od wzruszenia głosem.
— Nie, na bogi, nie!
— Odpowiem więc chętnie: oddałbym się pierwszej powinności mego życia, nie znałbym innej: zanimby matka i siostra nie wróciły do domu ojców naszych, nie pomyślałbym o spoczynku. Każdy dzień, każdą godzinę poświęciłbym ich szczęściu. Nie miałyby nade mnie wierniejszego niewolnika, bo zaprawdę straciły wiele, ale na Boga przodków moich, więcej im oddam!