Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

Rzymianin nie spodziewał się takiej odpowiedzi, na chwilę stracił wątek swych myśli, potem rzekł:
— Przemawiam do twej szlachetności — rzekł. — Gdyby matka twoja lub siostra nie żyły, lub na zawsze zginęły, powiedz, cobyś wtedy uczynił?
Widoczna bladość pokryła twarz Ben-Hura; z rozpaczą patrzył na morze, dopiero gdy się stał panem swych uczuć, zwrócił się do trybuna i zapytał:
— Jakibym zawód obrał?
— Tak.
— Powiem ci prawdę, trybunie. W przeddzień owego strasznego nieszczęścia, o którem ci mówiłem, otrzymałem był pozwolenie zostania żołnierzem. Nie zmieniłem i dziś mego postanowienia, a ponieważ na całej ziemi jest dziś tylko jedna szkoła wojenna, poszedłbym do niej.
— A więc na arenę! — zawołał Aryusz.
— Nie, do rzymskiego obozu.
— Pierwej jednak musiałbyś się zapoznać z używaniem broni.
Nigdy przełożony nie powinien radzić podwładnemu. Aryusz spostrzegł, że popełnił błąd i w oka mgnieniu zmienił głos i postępowanie.
— Odejdź — rzekł rozkazującym tonem — a nie buduj nic na tem co ci mówiłem, może żartuję z ciebie, albo — tu spojrzał w przestrzeń — albo, gdybyś się zmiany mógł spodziewać, to przyjdzie ci wybrać między sławą gladyatora lub służbą żołnierza. Do pierwszej może ci dopomódz łaska Cezara, gdy tymczasem w wojsku nie znajdziesz ani pomocy, ani uznania, bo nie jesteś Rzymianinem.
Za chwilę pochylał się Ben-Hur znowu nad wiosłem na zwykłem swem miejscu.
Gdy serce lżejsze, każde zajęcie łatwiej się spełnia, to też i wiosłowanie nie zdało się Judzie tak ciężkiem; nadzieja, niby śpiewne ptaszę zagościła w jego sercu. Ostrzegające słowa trybuna: może tylko żartuję z ciebie — odsuwał z myśli, ile razy mu się przypomniały. Jedyną myślą, która go zaprzątała, było, że go trybun zawołał, że wysłuchał dziejów jego żywota. Nad jego ławką zaświecił jasny promień nadziei, pełen obietnic, a on modlił się: