jako trujący oddech ziemi, nad którą teraz się unosił wysoko wśród niebieskich błękitów.
Ciemność poprzedzająca brzask świtu zalegała wody i wszystko pomyślnie działo się na Astrei (nazwa okrętu, na którym znajdował się Ben-Hur). Nagle strażnik z pokładu szybko przyszedł na platformę i zbudził spoczywającego Aryusza, a tenże wstał, włożył hełm, wziął miecz, tarczę i poszedł do dowódzcy załogi.
Wszystko na pokładzie zbudziło się ze snu. Dowódzcy zajęli swe stanowiska, a załoga chwyciła za broń i udała się na pokład. Wnet przyniesiono kołczany ze strzałami, przy głównych schodach ustawiono wiadra z oliwą i ogniste kule. Zawieszono również dodatkowe kagańce i wiadra napełnione wodą. Wioślarze nieczynni stali gromadnie, ale pod strażą i w bliskości swego dozorcy. Między nimi, za zrządzeniem Opatrzności, stał i Ben-Hur. Nad głową słyszał zmieszany gwar ostatecznych przygotowań, jak żołnierze załogi zaopatrywali żagle, rozwijali siatki, odwięzywali machiny i wdziewali zbroje byczą zaopatrzone skórą. Wkrótce ucichło wszystko, spokój pełen niepewności i oczekiwania zapanował na galerze, spokój, który się nazywa gotowością.
Na znak z pokładu, a podany hortatorowi przez niższego oficera stojącego na schodach, wszystkie wiosła zatrzymały się nagle.
Cóż to ma znaczyć?
Żaden ze stu dwudziestu niewolników do ławek przykutych nie zadał sobie tego pytania, bo i cóż ich to obchodzić mogło? Patryotyzmu, miłości honoru, poczucia obowiązku nie znali, doznawali raczej uczucia właściwego ludziom rzuconym na ślepo w samo ognisko niebezpieczeństwa, któremu bezradni — zaradzić nie mogą. A choćby i myśleli o tem, co się stać może, nie mogliby spodziewać się lepszej przyszłości. Zwycięstwo ścieśni tem więcej ich kajdany; los ich złączony jest z losem okrętu: utonie — to i oni w głębokościach morskich śmierć znajdą, spłonie — to i ich śmierć w płomieniach.
Żaden z skazańców nie ważył się spytać o położenie, ani kto był nieprzyjacielem, boby to było napróżno. Zresztą jakieżby wzbudziły