z czterech pięknie ornamentowanych łuków, które Epifanes[1] sam sobie poświęcił — zmienił nagle dawniejsze postanowienie i rzekł do tragarzy:
— Nie udam się dziś jeszcze do cytadali, zaprowadźcie mnie raczej do gospody najbliższej miasta, wiodącego do Seleucyi.
Wnet zawrócili się niosący, a wkrótce znalazł się Ben-Hur w starej i obszernej gospodzie, na rzut kamieniem od Simonidesowego mieszkania odległej. Noc całą przepędził na dachu, a nie odstępowała go myśl radosna: teraz nareszcie usłyszę cośkolwiek o moim domu, matce i małej, drogiej Tirzy; a jeśli jeszcze żyją na tej ziemi, muszę je odszukać!
Zaraz nazajutrz, nie myśląc wcale o zwiedzeniu miasta, postanowił Ben-Hur odszukać Simonidesowe mieszkanie; w tym celu wszedł przez silnie obwarowaną bramę w ulicę wiodącą na most Seleucyjski. Z niemałym trudem wydostał się z tłumu i znalazł się na szerokiem wybrzeżu rozścielającem się poniżej mostu; dziwny go tam zastanowił widok.
Blizko niego, tuż pod mostem, był dom kupca, czyli stos sinych, nieobrobionych głazów, bez żadnego stylu, podobny, jak słusznie mówił podróżny, do skarpy wzmacniającej łuki mostu. Dwoje ogromnych drzwi łączyło legarami tę dziwaczną budowę z wybrzeżem, a kilka silnie okratowanych otworów pod dachem stanowiło okna. Wśród szpar między kamieniami rosły chwasty, a gdzieniegdzie porastał ciemnemi kępkami mech, odbijając od szarego tła kamieni. Drzwi stały otworem, przez jedne wnoszono, przez drugie wynoszono towary, a pospiech znać było we wszystkiem.
Na wybrzeżu leżały stosy różnego rodzaju juków, worów, pak, a wśród nich gromady obnażonych niewolników zajętych pracą.
Na wodach rzeki, pod mostem, stała cała flota galer, na jedne ładowano towary, z drugich wyładowywano. Żółte chorągiewki powiewały z każdego statku, podczas gdy ludzie handlem zajęci przebiegali od jednego do drugiego okrętu.
- ↑ Epifanes, przydomek Antiochesa IV, króla syryjskiego, a znaczy tyle co „sławny“, wielki.