wzgardliwym uśmiechem i poprzestać na oddaleniu niezręcznego najemnika, jakby uczynił człowiek z zachodnią cywilizacyą. Nie, on, jako Arab, Szeik swego pokolenia, dotkniętym był w najdroższych swych uczuciach, wpadł w srogi gniew i wzniecił tak straszliwy wrzask w swem otoczeniu, że rozbrzmiewało nim powietrze.
Jeszcze patryarcha nie skończył swej skargi, a tysiące rąk już wstrzymało i uspokoiło spienione rumaki. W tej też chwili nowe zjawisko zajęło uwagę widzów. Na torze ukazał się wóz odmienny od poprzednich, bo konie i woźnica były już przystrojone tak, jak miały wystąpić w cyrku we właściwym dniu wyścigów. Wyścigi bowiem, które się w gaju Dafny odbywały, były raczej próbą innych, które miasto miało urządzić na cześć konsula. Tymczasem musimy się przypatrzeć świeżo przybyłemu wozowi i jego wspaniałości, ze względu na dalszy przebiegł opowiadania.
Wóz jakiego w starożytnym używano świecie, jest nam wogóle dość znanym; trzeba nam tylko pamiętać, że miał nizkie dwa koła na szerokich osiach, dźwigające otwarte z tyłu pudło. Takim był pierwotny wóz, z czasem jednak zmysł artystyczny upięknił i zmienił go w pyszny rydwan, jaki obecnie znamy.
Woźnice starożytnych równie byli przebiegli i ambitni, jak teraźniejsi żokeje wyścigowego sportu. Zwykle używali pary koni, w nadzwyczajnych tylko uroczystościach, jak na igrzyskach Olimpijskich lub równie świetnych występach, czwórki. Dla odróżnienia nazywano konie na prawo i lewo licowymi. Z doświadczenia wiedzieli, że najpierwszym warunkiem powodzenia była swoboda ruchów i dlatego też uprząż była nadzwyczaj prosta i lekka; składała się ona z rodzaju drewnianej ramy czy pierścienia okalającego szyję zwierzęcia, do której przytwierdzano uzdę i lejce. Do kierowania wozem służył kawałek okutego lub masztowego drzewa, umocowany poprzecznie ku końcu dyszla i połączony z obręczą chomąt za pomocą lin przeciągniętych przez kółka u chomąt.
Dotąd przypatrujący się tłum zachowywał się spokojnie; ostatni dopiero woźnica miał szczęście. W miarę jak się zbliżał do miejsca, z którego patrzał Ben-Hur, rosły głośne okrzyki, klaskanie w dłonie, co oczywiście zwracało uwagę na wóz i jego właściciela. Konie jarzmowe
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/178
Ta strona została skorygowana.