że polecony mu młodzieniec zechce się podjąć tej sprawy. — Odetchnął więc, gdy się tenże do niego odwrócił i zapytał:
— Zacny Malluchu, dokądże teraz się zwrócimy?
— Jeślibyś chciał iść śladem tych, co pierwszy raz zwiedzają te miejsca, należałoby ci pójść posłuchać wyroczni i dowiedzieć się swej przyszłości — odparł zapytany.
— Mógłbym się zapytać o moją przyszłość, mówisz, jest w tem coś, co trąci pogaństwem, jednakże chodźmy do bogini.
— Nie lękaj się, synu Aryusza, boginie Apolina łatwo te rzeczy urządzają. Nie potrzebujesz wdawać się w rozmowę mistyczną z Pytią[1] lub Sybillą,[2] ale kupisz liść papirusowy, świeżo zerwany, a gdy go zanurzysz w wodę pewnego źródła, wyczytasz na nim swą przyszłość.
Widocznie rzecz ta straciła urok dla Ben-Hura, bo rzekł posępnie:
— Są ludzie, którzy nie mają się co troszczyć o swoją przyszłość.
— Wolisz więc iść do świątyni?
— Świątynie te są greckiemi?
— Tak je zowią, bo są na grecki sposób zbudowane.
— Heleni są mistrzami w sztukach pięknych, ale w architekturze wolą piękno ściśle w formę ujęte niż wdzięk rozmaitości i dlatego wszystkie ich świątynie są do siebie podobne. Jak sie zowie krynica, o której mówiłeś?
— Kastalia.[3]
— Słynie ona w całym świecie, chodźmy ją zwiedzić.
W ciągu drogi miał Malluch sposobność przypatrzeć się swemu towarzyszowi, a zarazem zauważyć, że jego poprzednia swoboda znikła zupełnie. Nie zwracał uwagi na przechodniów, ani podziwiał piękne rzeczy, mijał je milcząco i w jakimś uroczystym spokoju.
Messala stanowił tło myśli Ben-Hura i zdało mu się, że zaledwie godzina temu, jak go oderwano od matki, że nie dawniej, jak przed godziną Rzymianie zrabowali i opieczętowali dom ojców jego! Stanęły mu przed oczami owe lata pozbawione nadziei — jeśli kiedy można nie mieć nadziei — spędzone na galerze, gdzie przy bezmyślnej pracy nie