Patrycyusz śmiał się, Ben-Hur zaś, widząc, że jedyny ratunek jest w szybkiem działaniu, podbiegł do wozu i chwycił za uzdę lewego konia od jarzma, wołając: Tak to mało cenisz życie ludzkie, psie rzymski!
Wyłożywszy całą siłę, wstrzymał na miejscu rozhukane rumaki; wóz się zachwiał i o mało się nie wywrócił. Messala nieoledwie nie podzielił losu Myrtilosa, swego towarzysza, który spadł z wozu jak kloc na ziemię. Gdy tak niebezpieczeństwo szybko minęło, tłum wybuchnął śmiechem.
Teraz dopiero wyszła na jaw bezprzykładna bezczelność Rzymianina, który rozluźniwszy lejce okalające go w pasie, zebrał je w jednę rękę i zsiadłszy z wozu, zbliżył się do wielbłąda. Tu spojrzał na Ben-Hura i rzekł, zwracając się częścią do starca, częścią do kobiety.
— Błagam was o przebaczenie — błagam oboje. Zwię się Messala i klnę się na starą matkę ziemię, że nie widziałem ani was, ani wiel-