Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

gałęzi drzew, tu i owdzie wychylały się szczyty gór Taurusu i Libanu, a wśród całego krajobrazu — niby srebrna wstęga — toczył Orontes swoje wody.

Nareszcie dotarli do rzeki i odtąd trzymali się jej biegu, mijając zamieszkane doliny i spadziste wzgórza. Chociaż rozłożyste dęby, sykomory, myrty, wawrzyny, krzewy garbarskiej mącznicy i wonne jaśminy wieńczyły brzegi Orontesu i zdawały się go ocieniać, to przecież fale rzeki były srebrzyste i czyste, bo promienie słońca, padając prostopadle, muskały miłośnie fale