Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

— Nie jest moją córką — powtórzył Józef.
Ciekawość Rabbiego rosła, co widząc Nazarejczyk, dodał spiesznie: Jest córką Joachima i Anny z Betleem, o których pewnie słyszałeś, gdyż używali dobrej sławy.
— Tak — potwierdził Rabbi z uszanowaniem — znałem ich, ród wiedli od Dawida, znałem ich dobrze.
— Nie żyją już — mówił dalej Józef — umarli w Nazarecie i zostawili dom. Oto ich córka, która nie mogąc inaczej dojść do swej własności, musiała podług naszego prawa, zaślubić najbliższego krewnego. Jest więc moją żoną.
— Teraz rozumiem, jako urodzeni w Betleem, udajecie się tam stósownie do rżymskiego edyktu, aby swe imiona podać do spisu ludności.
Mówiąc te słowa, załamał Rabbi ręce ze zgrozą, a spojrzawszy ku niebu, wołał: — Bóg Izraela żyje! w prawicy jego zemsta! — To rzekłszy, odwrócił się i spiesznie odszedł.

A także Józef z małżonką swoją, ponieważ osieł ich już się był posilił, ruszył drogą w stronę Betleem. Słońce silnie przypiekało, to też Marya zdjęła zasłonę, ukazując głowę bez nakrycia. Korzystajmy z tej chwili i przypatrzmy się jej bliżej.
Nie miała więcej lat piętnastu. Twarz owalna, cery bladawej, nos kształtny, wargi nieco rozwarte i pełne, nadawały ustom wyrazu słodyczy, czułości i ufności; oczy duże, niebieskie, ręce długie; śliczne, złote włosy spadały w cudnej z całością harmonii na jej ramiona. Z całej jej postaci bił blask niezwykłej czystości. Często zwracała wzrok ku niebu, a drżące jej usta wymawiały słowa modlitwy. Józef zwracał się od czasu do czasu ku niej a widok jej napełniał go niebiańską radością.
Tak przebyli wielką równinę i dotarli do wzgórza Mar Elias, a przeszedłszy przez