— Przepraszam cię, Kajusie, i was wszystkich, co tu jesteście, że rozmawiam zagadkami — rzekł Messala ujmująco. — Na wszystkie bogi, nie będę nadużywał długo waszej grzeczności, ale pomożcie mi zagadkę to rozwiązać. Patrzcie! — tu znów rękę na kubku położył i śmiejąc się, mówił dalej. — Patrzcie tu, tak blizko mam Pytie i ich tajemnicze wróżby! Zdaje mi się, że mówiłeś o jakiejś tajemnicy między Aryuszem a jego synem, wszak tak?
— Historya jego nie jest tajemnicą — odparł Druzus — a wszyscy wiedzą, że gdy Aryusz ojciec popłynął na morze, aby ścigać korsarzy, nie miał ani żony ani rodziny. Wrócił zaś z chłopcem, tym, o którym mówimy, i następnego dnia adoptował go.
— Adoptował go? — powtórzył Messala. — Powieść twoja zajmuje mnie! Gdzież duumwir mógł znaleźć chłopca?
— Na to chyba nikt ci nie zdoła odpowiedzieć, Messalo. Chyba sam Aryusz. Słyszałem, że duumwir wśród bitwy stracił galerę, inna galera znalazła go walczącym z bałwanami na kruchej desce i w towarzystwie młodego chłopca, który mu życie ocalił. Opowiadał mi tę historyę jeden z tych, którzy na owej ratunkowej znajdowali się galerze; stąd nikt nie może prawdziwości słów tych zaprzeczyć. W końcu dodam, że mówiono, jakoby towarzysz duumwira był Żydem.
— Żydem?... — powtórzył Messala.
— I niewolnikiem.
— Jakto, Druzusie, niewolnikiem?...
— Gdy ich na okręt zabrano, duumwir miał zbroję trybuna, a ów ubranie wioślarza.
Messala już się nie opierał o stół.
— Wiośl... — połknął wyraz i spojrzał wkoło wzrokiem po raz pierwszy w życiu zmięszanym. W tej chwili właśnie wszedł szereg niewolników do sali, jedni nieśli wielkie amfory[1] i czary z winem, inni koszyki z owocami i cukrami, inni jeszcze puhary i kubki, a prawie wszystko srebrne.
Widok ten dodał Messali natchnienia i siły; za chwilę stał na stołku i mówił dźwięcznym głosem:
- ↑ Amfory, naczynia podobne do dzbanów.