w głąb pustyni i szedł nią, gdy nagle w sercu pustyni ujrzał zieloną wyspę, a wśród bujnej zieloności stada wielbłądów i koni. Odtąd chował te zwierzęta starannie i strzegł z miłością, jakiej były godne jako najlepsze dary Przedwiecznego. Z tej zielonej wyspy pochodzą wszystkie konie na ziemi, nawet te na pastwiskach nizyjskich. Później dostały się aż na północ do nizin, gdzie dmą wiatry od morza „zimnych wichrów.“ — Wierz, że to wszystko jest prawdą, a gdyby nią nie było, to niech już żaden amulet[1] nie ma siły dla Araba.
— Jednak posiadam i dowody.
Klasnął w dłonie.
— Przynieś mi rodowody koni — rzekł do sługi, który wszedł właśnie.
Tymczasem zabawiał się Szeik końmi, głaszcząc i pieszcząc je, nie pomijając żadnego. Wnet weszło sześciu ludzi z szkatułkami z cedrowego drzewa, ozdobnemi i okutemi rzeźbionym mosiądzem.
— No — rzekł Ilderim, skoro je postawiono na kobiercu: — Nie chciałem wszystkich, tylko rejestra tych tu koni, podajcie je więc, a resztę odnieście.
Skoro otworzył szkatułkę, ujrzał Ben-Hur, iż była napełnioną tabliczkami z kości słoniowej. Pewna ilość tabliczek nawleczoną była na pierścień z srebrnego drutu, a że nie były grubsze od opłatków, więc na każdej obrączce znajdowały się takich tabliczek tysiące.
— Słyszałem — rzekł Ilderim, biorąc kilka pierścieni w rękę — słyszałem, z jakiem staraniem i trudem starsi i uczeni w Piśmie zapisują w świątyni świętego miasta imiona nowonarodzonych, aby każdy syn Izraela mógł wykazać swych przodków od samego początku, choćby nawet od Patryarchów. Moi ojcowie, niechaj ich pamięć przez wieki kwitnie! nie mieli sobie za grzech stosować tego zwyczaju do swych niemych sług. Zobacz tabliczki! Ben-Hur wziął pierścienie, a zdejmując z nich tabliczki zobaczył, że są zapisane grubymi arabskimi hieroglifami, które na powierzchni kości rozpaloną wypalano igłą.
— Czy potrafisz je przeczytać, synu Izraela?
- ↑ Amulet, przedmiot chroniący ludzi, którzy go noszą, od chorób i innych nieszczęść. — Wierzą w to jeszcze ludzie na Wschodzie; my nazywamy to zabobonem.