Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

„Znakiem pewnym, ostrzeżeniem nieomylnem dla każdego nierzymianina, mającego pieniądze i dobra, które możnaby w danym razie zabrać, jest przybycie w miejsce jego zamieszkania któregoś z dygnitarzy — taką okoliczność radzę brać za przestrogę.
„Dziś przybywa konsul Maksencyusz.
„Pozwól, abym cię ostrzegł.
„Jeszcze jedno słowo przestrogi:
„Jest spisek przeciw tobie, przyjacielu, należą do niego Herodowie, bo masz posiadłości wielkie w ich okręgu.
„Miej się na baczności!
„Wyślij dziś ludzi pewnych na drogi, wiodące na południe od Antyochii, i każ im przeszukać każdego posłańca wracającego lub w tamtę stronę idącego. Jeśli znajdą jakie pisma, tyczące się ciebie lub twoich spraw, niech je przejmą.
„Jeszcze wczoraj powinienbyś był otrzymać tę wiadomość; nie będzie jednak zapóźno, gdy szybko działać będziesz.
„Gońce dziś opuścili Antyochię, twoi jeźdźcy znają krótsze drogi i mogą ich uprzedzić.
„Nie ociągaj się.
„Spal to pismo po przeczytaniu.
„Twój przyjaciel

Simonides.“


Ilderim przeczytał każde pismo po dwa razy, poczem złożywszy je w płócienny pokrowiec, włożył za pas.
Ćwiczenia na polu wnet się skończyły — a trwały razem dwie godziny. Na zakończenie przywiódł Ben-Hur czwórkę stępem do Ilderima.
— Jeśli pozwolisz, Szeiku — rzekł — wrócę z arabczykami do namiotu, a po południu znów je wyprowadzę.
Ilderim zbliżył się do Ben-Hura, siedzącego na Syryuszu, i mówił: Synu Aryusza, oddaję ci moje konie zupełnie, czyń z nimi aż do wyścigów, co uznasz za stósowne. Zrobiłeś z nimi w ciągu dwóch godzin więcej, niż Rzymianin — oby szakale obgryzły jego kości — w tyluż tygodniach! Wygramy, — klnę się na Boga, wygramy.