wić więcej o sobie jak było potrzeba do upewnienia cię, że mi możesz śmiało powierzyć swoje konie. Nie chciałem ci więc opowiadać dziejów mego życia. Gdy jednak okoliczności, które dały mi w ręce to pismo, są tak ważne i dziwne, — czuję, że mam obowiązek zaufać ci zupełnie. Do tego działania popycha mnie zresztą pewność, że obudwu nam grozi jeden i ten sam nieprzyjaciel i że wspólnie i zgodnie przeciw niemu działać musimy. Teraz odczytamy pismo, a ja ci treść jego wytłómaczę; jeśli zaś myślałeś, żem słaby i dziecinny, ufam, iż cofniesz to mniemanie.
Szeik słuchał uważnie do miejsca, w którym była o nim wzmianka: — Widziałem wczoraj Żyda w Gaju Dafny — brzmiał ten ustęp — jeśli go tam obecnie nie ma, to musi być gdzieś w sąsiedztwie, co ułatwia mi dozór nad nim. Że go pilnuję, to pewna, i gdybyś mnie zapytał, gdzie nieprzyjaciel teraz się znajduje, to mógłbym odpowiedzieć wszelką pewnością, że go można znaleźć w starym Gaju palmowym.
— A, a — krzyknął Ilderim tonem raczej zdziwionym niż zagniewanym. Równocześnie targał brodę.
— W starym Gaju palmowym — powtórzył Ben-Hur — pod namiotem zdrajcy szeika Ilderima.
— Ja... zdrajcą — krzyknął gniewnie starzec, broda mu drżała, usta drgały, a żyły na czole i szyi nabrzmiały i groziły pęknięciem.
— Jeszcze chwilę Szeiku — rzekł Ben-Hur z błagalnym giestem. Takiem jest zdanie Messali o tobie, to jeszcze nic, ale posłuchaj groźby: Mam nadzieję, że ten stary Arab nie długo już będzie uchodzić naszej silnej ręce i nie zdziw się, jeśli pierwszym wymiarem sprawiedliwości za rządów Maksencyusza będzie wsadzenie Araba na okręt i wysłanie go do Rzymu.
— Do Rzymu! mnie — Ilderima — szeika dziesięciu tysięcy zbrojnych jeźdźców — mnie do Rzymu! — wołał Ilderim, zerwawszy się na równe nogi, wyciągnął ręce z palcami skurczonemi jak szpony, z oczyma świecącemi jak oczy węża.
— Na Boga — nie, na wszystkie bogi prócz rzymskich, gdzie i kiedy skończy się to zuchwalstwo? Wolnym jestem i naród mój wolny jest! Mamyż szaleni w wolności umierać niewolnikami? Lub, co gorzej, mamyż ginąć jak psy tarzające się u stóp pana? Mamże
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/270
Ta strona została skorygowana.