Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/291

Ta strona została skorygowana.

Małoż to czcicieli liczy Pan wśród tych, co niedaleko nas na pustyni w namiotach mieszkają, lub tych, co wzdłuż Nilu osiedli! I nad Morzem kaspijskiem i w starym kraju Gog-Magog żyją nasi bracia jako odłam tych, którzy rok rocznie, uznając Boga, składają dary w świątyni, — i tych policzmy! Gdyśmy tak skończyli rachunek, spójrz, panie, na szereg mieczy oczekujących wodza, bo oto królestwo czeka na Tego, który ma uczynić sąd i sprawiedliwość na całej ziemi, więc tak w Rzymie, jako na Syonie, a ostatnie słowo to pewność, że co może Izrael, to może i Król.

Obraz nakreślony był z zapałem; dla Ilderima był on niby pobudką wojenną; wołał też z żalem, powstając: — Ach, gdybym był młodym!
Ben-Hur natomiast siedział nieruchomy i nie dziw, mowa kupca była wezwaniem go do poświęcenia mienia i życia tajemniczej Istocie, która była źródłem nadziei tak Simonidesa, jak pobożnego Egipcyanina. Myśl ta nie była nową, owszem nieraz, jak wiemy, obiła się o jego uszy, czy to w rozmowie z Malluchem w rozkosznym gaju Dafny, czy to wyraźniej, gdy Baltazar wykładał mu swoje pojęcie o królestwie, później jeszcze wśród cieni starego Gaju, gdzie właściwie przyszedł do postanowienia dość przykrego i bolesnego. Dziś rzeczy miały się inaczej, dziś widział, że Pan jest w tem dziele, cała zaś sprawa