Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

Sądząc, że to mowa o Ben-Hurze, zwróciła się w stronę, skąd głos ją doszedł, i zmówiła krótką, lecz grorącą modlitwę, poczem jeszcze staranniej otuliła się welonem.
Niebawem grono to powiększył Sanbalat, skłonił się poważnie przed Ilderimem, który właśnie kręcił brodę i ciekawie patrzał na niego. Widząc to przybyły, rzekł wesoło:
— Wracam z karceru; konie twoje, Szeiku, dzielnie się trzymają i pewno zwyciężą.
Ilderim odparł z prostotą: jeśliby miały ulegnąć, niechże Bóg uchowa, aby Messala był zwycięzcą.
Tu Sanbalat zwrócił się do Simonidesa a wyciągając tabliczkę, mówił:
— Znowu ci przynoszę coś zajmującego. Wiesz już, że wczoraj stanął zakład z Messalą; dziś zaś przed zaczęciem wyścigów miał się zgłosić drugi, i oto go mam.
Simonides wziął tabliczkę, przeczytał, zliczył stawki i rzekł:
— Spodziewałem się tego, bo dziś przysyłali do mnie z pytaniem, żali masz u mnie dostateczne sumy. — Pilnuj tabliczek, gdybyś miał przegrać... wiesz, gdzie mnie szukać. Jeśli wygrasz, — tu twarz kupca nabrała groźnego wyrazu, — jeśli wygrasz, pilnuj, przyjacielu, aby podpisani nie umknęli; wyciśnij z nich do ostatniego sykla, bo oni nie mieliby również litości nad nami.
— Spuść się w tem na mnie.
— Żali nie usiądziesz z nami? — pytał Simonides.
— Cenię twą łaskę — odpowiedział zaproszony — lecz lękam się opuścić konsula, bo wtedy młody Rzym zarazby podniósł głowę a może i nowe porobił zakłady. Zostańcie w pokoju.
Już też i pauza miała się ku końcowi, wnet trębacze zagrali pobudkę, nieobecni spiesznie wrócili na miejsca. W tejże chwili kilku ze służby ukazało się na arenie, wstąpili najpierw na mur graniczny czyli spinę, poczem udali się na wzniesienie w pobliżu drugiej mety na zachodnim końcu i złożyli tamże siedm drewnianych kul. Z kolei wrócili do pierwszej mety i również na jej podwyższeniu umieścili siedm innych kawałków drzewa, podobnych kształtami do ryb.
— Na co te kule i ryby, Szeiku? — pytał Baltazar.