Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

— Na arenę! na arenę!

Z karcerów, niby nabój z palnej broni, wypadło sześć zaprzęgów. Olbrzymie zgromadzenie, jednem wiedzione uczuciem, niby siłą elektrycznego prądu, powstało z niepohamowaną szybkością; stawano na ławkach, napełniając cyrk i powietrze okrzykami podziwu i obawy. Oto nareszcie tak niecierpliwie oczekiwana chwila! Chwila milsza i droższa nad wszystko, chwila widziana w snach, marzeniach i zakładach, odkąd igrzyska ogłoszonemi zostały.
— Oto on — tam — patrz! — wołała Iras wskazując Messalę.
— Widzę go — odparła Estera, patrząc na Ben-Hura.
W tej chwili zrozumiała, że w obliczu zgromadzonych tłumów najłatwiej pogardzić życiem i spełnić czyn bohaterski — chwila zapału snadnie urąga nawet śmierci.
Współubiegających się można było widzieć ze wszystkich stron