baczność. Na pięknej twarzy Rzymianina spostrzegł ten sam właściwy mu wyraz pogardy, znany mu od dawna. Czuł, że jest okrutny, przebiegły, chytry i namiętny, że nie unosi go zapał, ale podłe wyrachowanie, czyniące gotowym do spełnienia wszystkiego; dalej odgadywał, że w duszy wroga tkwią postanowienia pyszne, że pragnie upokorzyć go, choćby przyszło przypłacić własnem życiem. Niemniej i Ben-Hur pragnął przeciwnika swego upokorzyć, ale nie było w tem ani podstępu ani jakiejkolwiek zdrady. Stał spokojnie na wozie i postępował według z góry powziętego planu.
— Małą rozdzieleni przestrzenią, zbliżali się obaj do drugiej mety.
Piedestał, na którym stały kolumny, był w tem miejscu zaokrąglony, wkoło niego po pod przeciwległe galery znajdował się tor wyścigowy. Objechanie tego miejsca uważano za bardzo trudne i przynoszące woźnicy prawdziwy zaszczyt. Na tym zakręcie miał niegdyś poledz Orestes. Widzowie oczekiwali tego widowiska z najwyższym zajęciem; tak głębokie milczenie zaległo cyrk cały, że po raz pierwszy usłyszano turkot kół i tentent koni. W tej chwili dopiero ujrzał Messala Ben-Hura, poznał go, oczy zabłysły nienawiścią, pogardą i zuchwalstwem.
— Precz z Erosem, górą Mars! — zakrzyknął, poruszając bat wprawną ręką. — Precz z Erosem, górą Mars — powtórzył po raz drugi i uderzył batem rumaki Ben-Hura, które dotąd bata nie znały.
Czyn ten niesłychanej brutalności widziano zewsząd i wzbudził wśród widzów niesmak; cisza zaległa jeszcze większa, lecz trwało to tylko chwilę, nagle z balkonów i galeryi zerwały się krzyki i groźby oburzonego ludu, niby grzmot pełen grozy.
Przerażona czwórka uskoczyła w bok, i nie dziw! Wszakże te konie były pieszczonemi dziećmi Szeika. Ręka człowieka darzyła je tylko pieszczotami, budząc ufność i uległość bez granic. Komuż nieznane posłuszeństwo koni arabskich! Komuż nie nasuwa się myśl, że często człowiek niżej pod tym względem stoi od zwierzęcia? Ale jeśli rumak arabski nie opuści pana w najwyższem niebezpieczeństwie, urągając nawet śmierci, to jednak nie pozwoli się niesłusznie karać. I teraz, w chwili, gdy Messala śmiał konie dotknąć batem, uskoczyły w bok, jakby przed widmem śmierci.
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/325
Ta strona została skorygowana.