przyprowadzić konie. Ilderim i Ben Hur, zadowoleni z przebiegu sprawy, zabierali się do wyjścia, które było pierwszym krokiem w ich wspólnem powołaniu i dla którego odtąd tylko żyć mieli.
— Czekaj — rzekł Malluch — zapomniałeś, że jest jeszcze drugi posłaniec, czy chcesz się z nim widzieć?
— Całkiem o nim zapomniałem.
Malluch oddalił się, a równocześnie zbliżył się chłopiec zręczny, dalikatny i wytwornie ubrany; ujrzawszy Szeika, przykląkł na kolano, mówiąc:
— Iras, Baltazarowa córa, dobrze znana czcigodnemu Ilderimowi, dała mi poselstwo złożenia ci, Szeiku powinszowania z powodu zwycięstwa czwórki twoich rumaków.
— Córka mego przyjaciela umie być uprzejmą — odparł Szeik, zmrużając oczy z zadowoleniem nie wolnem od próżności — oddaj jej ten klejnot na znak, jak wielką radość sprawiło mi jej poselstwo.
Tu zdjął pierścień z palca i podał go chłopcu.
— Uczynię, jak każesz, Szeiku — mówił chłopiec. — Nie na tem wszakże koniec mego poselstwa, bo Egipcyanka prosi Szeika, by oznajmił młodzieńcowi imieniem Ben-Hur, że ojciec jej zamieszkał teraz na pewien czas w pałacu Iderne. Tam Iras oczekiwać będzie młodzieńca o godzinie czwartej. Jeśli Ilderim uczyni zadość jej prośbie, wdzięczność jej wyrówna wielkiemu zaszczytowi, który ją spotka.
Szeik spojrzał na Ben-Hura, a widząc, że twarz jego wyrażała radość i zachwyt, spytał: