na mozaikę posadzki i wspaniały posąg, przystanęli w świetle, aby się dziełu sztuki przypatrzeć.
Ben-Hur tak był tem wszystkiem rozdrażniony, że teraz, gdy był w wysokim silnym mężu poznał owego Normana, co go uczył w Rzymie szermierki i co świeżo odniósł zwycięstwo jako atleta w cyrku, doznał wrażenia graniczącego z trwogą. Patrząc na tę twarz pełną blizn, oraz wyrazu najdzikszych namiętności, na obnażone członki, silne i wyrobione muskuły, myśl osobistego niebezpieczeństwa przeszła chłodem każdą żyłę młodzieńca. I nie dziw, instynkt zachowawczy ostrzegał, że wszelkie okoliczności za dobrze obmyślano, aby mogły być przypadkowemi. Niema się co łudzić, tu idzie o jego życie; a on wobec zbirów jest nieoledwie karłem. Towarzysz mniej był strasznym, młody, oczy i włosy miał ciemne, wogóle Normana, wyglądał na Żyda. Obaj nosili suknie właściwe szermierzom, gdy idą na arenę, co wszystko dowodziło, że tak ich, jak i jego w jakimś do tego pałacu sprowadzono celu. Z każdą chwilą jaśniej rozumiał, że jest w niebezpieczeństwie i że bez nadzwyczajnej pomocy, znajdzie tu grób pewny.
Nie wiedząc, co począć dalej, patrzał po ludziach bezmyślnie, podczas gdy przed oczami duszy przesuwało się całe jego życie, z wszelkimi szczegółami.
Chwile takie zdarzają się w życiu ludzkiem rzadko, wtedy patrzymy na te znane obrazy, jakby one nas nie dotyczyły i sądzimy je sprawiedliwiej niż kiedykolwiek. I Ben-Hur wśród otaczających go ciemności, ujrzał jakby ukrytą rękę, co uchyliła zasłony jego dotychczasowego bytu, zrozumiał, że odtąd wchodzi w nowy okres życia. Dotąd był on ofiarą niewinną, na nim popełniono gwałt; teraz, przeciwnie, on obejmował rolę czynną, on zaczepiał. Dopiero wczoraj znalazł swą pierwszą ofiarę. Chrześcianin prawdziwy zadrżałby na tę myśl, sumienie przemówiłoby groźnym wyrzutem. Ben-Hur nie doznał nic podobnego, on, uczeń pierwszego lecz nie ostatniego i najświętszego prawodawcy, nie uważał, aby wymierzenie zasłużonej kary było krzywdą. Zresztą pan dał mu zwycięstwo, a ta pewność i wiara były mu źródłem siły w niebezpieczeństwie. Pełen ufności, widział w świeżem powodzeniu zapewnienie dalszego. Nowe życie, to misya
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/340
Ta strona została skorygowana.