umarłym. Nie wolno mu mieszkać w rodzinnem mieście; z ukochanymi rozmawia tylko z oddalenia, nie posiada żadnych praw, nie przekracza progu świątyni, z synagogi nawet jest na zawsze wygnanym. Za suknie służą mu łachmany, usta jego zamknięte milczeniem przerażenia; gdy je otwiera, to tylko na to, by wyrzec hasło ostrzegające: — nieczysty! nieczysty! które oddala każdego. Domem jego i mieszkaniem pustynia i opuszczone groby... Był on niby widmem, upiorem dla wszystkich; i cierpienia jego, o tyle straszniejsze, że groziły drugim zarażeniem; drżał jak każdy śmiertelny przed śmiercią, a jednak w niej tylko mógł pokładać nadzieję wyzwolenia.
Pewnego dnia ujrzała matka na prawej dłoni wyprysk, który napróżno zmyć usiłowała. Mało na to zważała i nie zdołałaby zdać sobie sprawy, kiedy to być mogło; w zimnym tym bowiem grobie straciła rachubę czasu. Niestety, niebawem Tirza zaczęła się na to samo uskarżać; wody, która jedynem mogła być lekarstwem, dawano tylko tyle, że używając jej do obmywania, musiałyby cierpieć pragnienie
Z czasem pryszcz ten rozwinął się na całą rękę, skóra się popadała, paznogcie odpadały od ciała. Cierpienia ich nie były przecież dojmujące, ale ciągłe; usta wysychały, wargi pękały. Pewnego dnia, kiedy matka zajęła się jakim takim oczyszczeniem celi, zapragnęła się przypatrzeć twarzy Tirzy i przekonać, czy straszna choroba nie nadwyrężyła rysów twarzy jej ukochanego dziecięcia, i z najwyższem przerażeniem ujrzała, że rzęsy jej były białe jak śnieg.
Jakaż boleść ogarnęła duszę matki!
Chwilę stała jakby skamieniała. Nie mogła wymówić ani słowa i siadła na kamiennej ławie, a umysł jej trapiła myśl: to trąd! to trąd!
Nie o sobie myślała, ale o swojem dziecięciu! Miłość matki zamknęła jej usta, że nie zdradziła przygniatającej tej wiadomości córce. Świadomość nieszczęścia zamknęła więc w swem sercu; sama bez nadziei, nieciła święty płomień w sercu Tirzy i z dziwną przezornością, dziwną cierpliwością, zdołała ukryć przed córką, czem była zagrożoną, utrzymując, że to rzecz małej wagi i przemijająca...
Mimo boleści i wewnętrznej trwogi, zdobyła się na wymyślanie jej rozrywek, opowiadając dawne historye i podania, lub tworząc nowe. Zawsze z równą radością słuchała śpiewów Tirzy, a obolałe usta
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/361
Ta strona została skorygowana.