jej samej brzmiały pieśniami Króla psalmisty. — Pienia te koiły ich boleści, żywiły w sercach pamięć o Bogu, co się zdawał o nich wraz z całym światem zapominać. Wolno, ale straszliwie rozwijała się nieubłagana choroba, pokrywająca ich głowy białością, wyżerająca dziury w ustach i powiekach, a całe ciało pokrywająca bliznami. Potem zaczęła toczyć gardło, odbierając słodki dźwięk głosowi, dalej pozbawiła muszkuły giętkości, wdarła się do płuc, nerwów, kości, a każdy postęp straszliwego wroga czynił je słabszemi. Wśród tej grozy, biedna matka śledziła każdy objaw i wiedziała, że tak będzie aż do śmierci, na którą Bóg tylko wie, jak długo czekać będą?
Nareszcie przyszedł i ten straszny dzień, w którym matka musiała z poczucia obowiązku powiedzieć Tirzy nazwę ich choroby i potrafiła wraz z nią błagać Przedwiecznego o rychły koniec męczarni.
A jednak, jakże wielką jest siła przyzwyczajenia, kiedy i te nieszczęśliwe niewiasty zdołały po jakimś czasie znosić spokojnie swój los, znały swą chorobę, wiedziały, jak postępowała, a jednak — pragnęły żyć. Pragnęły życia, bo jeden jeszcze związek łączył je z ziemią; zapominały o swojej niedoli, krzepiąc w sobie ducha rozmową o Ben-Hurze. Wzajemnie obiecywały sobie, że wnet się z nim połączą; nie wątpiły, że jest im wiernym jak dawniej, i podzielać będzie ich radość, gdy się nareszcie zobaczą. Przędząc tę wątłą nić, znajdowały w niej szczęście i nie pragnęły tak gorąco śmierci. W takiem znajdowały się usposobieniu duszy, gdy usłyszały wołanie Gezyusza, a dobiegała właśnie dwunasta godzina głodu i pragnienia.
Pochodnie rozjaśniły ciemności więzienia, wolność zawitała:
— Bóg dobry jest! — rzekła wdowa, dziękując temi słowami Bogu. Niema zaiste lepszego sposobu okazania wdzięczności, jak zapomnieć minione złe, bo wtedy widzi się i ceni obecną łaskę.
Trybun wszedł, a oto z kąta, w którym się ukryły, zabrzmiało ostrzeżenie, wywołane poczuciem obowiązku:
— Nieczyste! nieczyste!
Ileż zaparcia się siebie potrzeba było na wypełnienie tej smutnej powinności! Nawet radość z odzyskanej wolności nie zagłuszyła w niej zrozumienia, co obecnie nastąpić może. Dawne szczęśliwe życie ani wróci,
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/362
Ta strona została skorygowana.