ani wrócić może. Gdyby się zbliżyły do owego dawnego domu, to tylko do proga i chyba na to, aby zawołać: „nieczyste! nieczyste!“ Jednak w piersi żyje i żyć będzie miłość silna i czuła jak zawsze, miłość do syna, o którym myśl była jedyną osłodą w więzieniu. Ileż to razy widziała przed oczyma duszy chwilę, która ich połączyć miała! A teraz? Teraz, gdyby się do niej zbliżył, musiałaby uciekać; gdyby wyciągnął ręce i wołał słodkim, tak dawno niesłyszanym głosem: „matko! matko!“ — Musiałaby go powstrzymać wołaniem: „nieczyste, nieczyste!“ A drugie dziecko, które w braku innej odzieży pokrywało nagość swoją roztarganymi włosami o nienaturalnej i obrzydliwej białości... Ach! ona już do końca życia pozostanie jej nieodstępną w niedoli towarzyszką. A jednak mężna niewiasta nie zawahała się ani na chwilę, a z ust jej padły słowa, które od wieków jako przestroga brzmiały: „nieczyste! nieczyste!“ A odtąd będzie słowa te powtarzała miasto pozdrowienia. Trybun usłyszał je, ale pozostał.
— Kto jesteście?