— Jesteśmy kobiety, umieramy z głodu i pragnienia, lecz... nie zbliżajcie się i nie dotykajcie się ani murów, ani podłogi... nieczyste!
Opowiedz swoje dzieje, kobieto, wymień nazwisko, kiedy i kto cię tu zamknął?
— Był niegdyś w mieście Jerozolimie książę Ben-Hur, znali go wszyscy szlachetni Rzymianie, sam Cezar był mu przyjacielem. Jam po nim wdową, a to jego dziecko. Jakoż mogę ci powiedzieć, za co tu jestem, gdy sama nie wiem, chyba za to, że byliśmy bogaci. Waleryusz Gratus może powiedzieć, kto był naszym wrogiem i kiedy się zaczęła nasza niewola. Ja nie mogę! Patrz — o patrz, do jakiego stanu nas przywiedziono, — patrz i miej litość!
Chociaż powietrze w celi było dusznem od zarazy i swędu pochodni, Rzymianin przywołał do siebie jednego z trzymających światło i zapisał dokładnie zeznanie wdowy. Zeznanie było krótkie, ale zrozumiałe; w kilku słowach zawierało jej dzieje, oskarżenie i prośbę. Pospolita kobieta nie byłaby zdolną tak rzecz przedstawić, ani wzbudzić wiary i litości.
— Uczynię według twej prośby, niewiasto — rzekł trybun, składając tabliczki — przyślę wam jeść i pić.
— Pomnij, o panie, o odzieniu i oczyszczającej wodzie!
— Stanie się, jako pragniesz.
— Bóg jest dobry — mówiła, łkając wdowa — pokój Jego niechaj będzie z tobą.
— Nie ujrzę was więcej — dodał — przygotujcie się; wieczorem każę was zaprowadzić do bramy fortecznej i puścić na wolność. Dalej musicie się zastosować do prawa. Bywajcie zdrowe!
Wydawszy rozkazy, wyszedł.
Niebawem weszli do celi niewolnicy, niosąc wielkie konwie wody, wiadra i ręczniki, oraz mięso, chleb i szaty niewieście. Wszystko to postawili u wejścia i uciekli.
Gdy noc zapadła, wyprowadzono obie niewiasty do bramy i wskazano ulice. W ten sposób pozbył się Rzymianin ich obecności, a one odzyskały wolność wśród murów rodzinnego miasta.
Opuszczając fortecę, spojrzały w górę na gwiazdy i spytały się:
— Cóż teraz? Dokąd się udać?