Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

I poszli... a tamte dwie niewiasty zostały... Patrzały one na bramę wprost siebie — progi to, których już nigdy nie przestąpią.
Spełniły swój obowiązek.
Miłość ich przebyła najcięższą próbę.
Gdy dzień zaświtał, spostrzeżono je i wypędzono, obrzucając kamieniami, poza mury miasta.
— Precz! umarłe jesteście, idźcie do umarłych!
Poszły na tułaczkę.




ROZDZIAŁ XXXI.

Podróżny, zwiedzający dzisiaj Ziemię świętą, a chcący zobaczyć tak zwane „Królewskie groby“, zdąża łożyskiem Cedronu lub zakrętami Gehonu i Hinomu aż do starego źródła En-rogel. Tutaj zazwyczaj pokrzepia się kubkiem świeżej wody i odpoczywa. Wzrok jego spocznie na wielkich nieobrobionych głazach, otaczających studnię; spojrzy do jej wnętrza, aby zobaczyć, czy głęboka, uśmiechnie się na primitywny sposób czerpania wody i da z litości jałmużnę obdartemu biedakowi, który tu siedzi na straży. Bardziej od tych szczegółów zajmie go jednak wspaniały widok, co się przed oczami jego roztacza, bo oto ma przed sobą góry Moria i Sion, ciągnące się ku północy, a na ich końcach Omfal i stare miasto Dawida. W oddali spostrzeże po prawej stronie górę „Zgryzoty“, a po lewej wzgórze „Dobrej rady“; na obu znajdują się cenne pamiątki wielkiej wagi dla pisarzy i badaczy starożytności.
U ich stóp znajduje się dolina zasiana grobami, — było to cmentarzysko dla żydowskich mieszkańców Jerozolimy.
W pochylonych nad doliną skałach znajdują się grobowce i jaskinie — częścią naturalne, częścią wykute ręką ludzką. W czasach Chrystusowych zajmowali je trędowaci, którzy tutaj tworzyli niejako osobną gminę. Żyli tu zupełnie odłączeni od świata.
W dwa dni po opisanych w poprzednim rozdziale wypadkach, przyszła Amra do źródła En-rogel i usiadła na kamieniach pobliżu leżących. Ktokolwiekby ją ujrzał, wziąłby ją za ulubiona