zawój tak, że spadł jej na ramiona; złożyła ręce na kolanach i patrzała w stronę, gdzie wzgórze pochyla się ku „roli garncarzowej“ zwanej później Haceldama[1].
Był to bardzo wczesny poranek, Amra pierwszą była u źródła, niebawem zjawił się także człowiek z liną i bukłakiem. Pozdrowiwszy małą, zgrzybiałą niewiastę, rozplątał przyniesioną linę, przytwierdził bukłak i oczekiwał gości. Kto chciał, mógł sam zaczerpnąć wody, ale czynność ta była właściwie jego zawodem i chętnie napełniał największe dzbany, jakie tylko udźwignąć mogła kobieta, za cenę jednej gery (moneta).
Amra siedziała w milczeniu, człowiek zaś widząc dzban, zapytał, czy ma go napełnić wodą. „Nie teraz“, odparła krótko i pogrążyła się w zadumie, a przybyły nie zwracał już na nią uwagi. Zaledwie jutrzenka ozłociła niebo nad Oliwetem, poczęli się schodzić goście i miał już komu posługiwać. Amra przez cały ten czas patrzała na wzgórza w milczeniu; słońce już wysoko stało na widnokręgu, a ona czekała ciągle; widocznie przyszła tu w celu nietrudnem do odgadnienia.
Zwyczajem jej było wychodzić na targ o zmroku, odkąd sama i potajemnie zamieszkiwała pałac swych panów. Niepostrzeżenie wślizgiwała się między sklepy Tyropeum, lub do poblizkich Rybiej bramy kramów; spiesznie zwykle załatwiała zakupno mięsa i jarzyn, i powracała do swej kryjówki.
Im większą była jej radość z powrotu Ben-Hura pod dach rodzinnego domu, tem boleśniej czuła nieświadomość o losie jego matki i Tirzy i tem serdeczniej pragnęła ulżyć jego cierpieniu.
Przywiązany jej wychowanek namawiał ją do opuszczenia samotnego mieszkania; ona, przeciwnie, pragnęła, aby on zajął napowrót swą dawną, znaną nam komnatę; sam zaś za żadną cenę nie opuściłaby tych drogich murów. Młodzieniec musiał się pogodzić z jej wolą, lecz lękając się prześladowań, poprzestał na obietnicy, że będzie ją często odwiedzał. Postanowił przychodzić i odchodzić w nocy. Gdy tak rzeczy stanęły, poczciwa wierna sługa wysilała całą swą gospodarską zdolność, ażeby dogodzić swemu ulubieńcowi. Nie pa-
- ↑ Haceldama, t. j. rola krwi.