wrócić do miasta. Zanurzano też po pół tuzina dzbanów równocześnie, z tym większym pospiechem, że mieszkańcy naprzeciw ległych wzgórz zaczęli się ruszać około swych jam i pieczar jakoby widma koło grobów. Coraz to więcej ich przybywało i Amra widziała już całe gromady, wśród których dużo było dzieci i młodzieży. Mnóstwo ich wychodziło z grobów; kobiety niosły dzbany na ramionach, starcy opierali się na laskach i kulach, często jedni prowadzili drugich, a nie rzadko można było widzieć takich, co nieśli na noszach najbardziej chorobą zmarnowanych, którzy już do ludzkich istot nie byli podobni. Tak i w tem społeczeństwie najstraszliwszej nędzy rodziła się miłość, otaczająca cierpienie ciepłymi promieniami. Nędzę tych nieszczęśliwych łagodziło wzajemne przywiązanie.
Siedząc u studni, śledziła Amra bacznem okiem ten korowód straszliwych widm. Z obawy niedopatrzenia swoich, prawie się nie ruszyła a często zdawało się jej, że je spostrzega. Nie wątpiła, że one są między mieszkańcami tych wzgórz i że przyjdą, skoro wszyscy już obsłużeni będą.
Całkiem nizko, prawie poniżej wzgórza, była pieczara, która już nieraz zwróciła uwagę Amry swoim otworem, bo blizko niego leżał ogromny kamień. Słońce oświecało ją w czasie najgorętszych godzin dnia, musiała więc być niezamieszkaną. A jednak ku swemu zdziwieniu ujrzała wychodzące stamtąd dwie kobiety wzajemnie się podtrzymujące. Gdy tak patrzyła, zdało się jej, że zadrżały na widok wstrętnego zgromadzenia, do którego niestety same należały. Widok ten był więc dla nich widocznie nowym, nie było w tem nic nadzwyczajnego, a jednak serce poczciwej Amry poczęło bić tętnem przyspieszonem.
Dwie kobiety przystanęły chwilę u kamienia, potem zwolna, spokojnie ale nie bez obawy skierowały się ku źródłu, skąd ozwało się kilka ostrzegających głosów, na co one nie zdawały się zważać. Człowiek, strzegący źródła, podniósł kamień, aby je postraszyć. Zgromadzeni u studni, a nawet i trędowaci sami, wołali: precz nieczyste! nie ważcie się zbliżać, nieczyste!
— Oczywiście — myślała Amra — to jakieś, co nie znają zwyczajów trędowatych.
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/381
Ta strona została skorygowana.