Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

— Nie waż się powiedzieć, gdzie jesteśmy i że nas widziałaś; tego żądam — nic więcej.
— Ależ on was szuka, przybył po to z daleka.
— Niechaj nas nie znajdzie, o wielki Boże! Nie może się stać takim, jakiemi my jesteśmy. Słuchaj, Amro, usłużysz nam codzień, przynosząc tę odrobinę niezbędnego pożywienia. Zaprawdę — niedługo już, niedługo. Co rano i co wieczór przyjdziesz tu i... i... — głos drżał silną powstrzymywany wolą — i będziesz nam opowiadała o nim, o nas zaś nie waż mu się wspominać. Słyszysz?
— Jakże to będzie ciężko słuchać, gdy o was mówić będzie. Widzieć całą jego miłość i nie módz powiedzieć, że żyjecie!
Alboż będziesz mogła mu powiedzieć, że nam dobrze?
Sługa spuściła głowę w milczeniu.
— Widzisz sama, że nie, dlatego milcz. Teraz idź, a wróć wieczorem. Będziemy czekały na ciebie. Bądź zdrowa!
— Ciężki wkładasz na mnie, pani, ciężar i nie wiem, czy go udźwignę — rzekła Amra i padła na twarz.
— Czy nie ciężejby ci było ujrzeć go nieszczęśliwym jak my? — odparła matka, oddając Tirzy kosz. — Przyjdź wieczorem! — I poszła ku pieczarze.
Amra klęczała, pókąd nie znikły; poczem zamyślona poszła ku domowi.
Wieczorem wróciła znowu, a odtąd co rano i wieczór przynosiła, co było najniezbędniejszego. Jaskinia, a raczej grobowiec, który obie kobiety zajmowały, był kamienny i opuszczony, jednak mniej smutny, niż cela więzienna, bo widziały przynajmniej słońce, niebo i gwiazdy.




ROZDZIAŁ XXXII.

Rano w pierwszy dzień siódmego miesiąca, zwanego po hebrajsku Tisri, odpowiedniego naszemu Październikowi, wstał Ben-Hur ze swego posłania w gospodzie, niezadowolony i zniechęcony do całego świata.
Po przybyciu Mallucha nie tracono czasu na naradach, ale raczej zabrano się zaraz do czynu. Poszukiwania zaczął Malluch od twierdzy Antonia, gdzie się udał do komenderującego trybuna. Opo-