nego, nie uzna duszy za odrębną od ciała istotę, a tak on sam jak i jego zwolennicy pozostaną w ciemnościach.
Wszelkie żyjące stworzenie ma umysł stosownie do swych potrzeb rozwinięty; zastanowiłżeś się kiedy nad tym szczegółem, że jeden tylko człowiek może obmyślić swą przyszłość? Wierzę, że Bóg dając nam tę zdolność, chciał wskazać, żeśmy do lepszego stworzeni życia, i właśnie nadzieja jest największą potrzebą naszego bytu, naszej natury. A jednak, jakże, niestety, upadła ludzkość! Żyją z dnia na dzień, jak gdyby teraźniejszość wszystkiem była i mówią: „nie ma życia po śmierci; zresztą, gdyby nawet było, gdy nic o niem nie wiemy, czegóż się troszczyć?“ To też, gdy śmierć ich zaskoczy, wołając: „chodź!“ nie posiędą zaprawdę zagrobowej rozkoszy dla swej niegodziwości. Biada im, bo ostatnią szczęśliwością człowieka, to wieczne życie z Bogiem. Ah! czemuż, synu Hurów, mówić to muszę! Czemuż ludzie oddani ziemskiemu życiu, zapominają o niebieskiem i przyszłem i chcą być jako zwierzęta? Nakoniec, powiem ci jeszcze, a może zrozumiesz, co znaczy być zbawionym; powiem z całem przeświadczeniem, że nie dałbym jednej godziny życia wiecznego za tysiąc lat życia na ziemi.
Egipcyanin, mówiąc to, zdawał się zapominać o swem otoczeniu i oderwał się od wszystkiego, co ziemskie.
Życie na ziemi ma swoje zagadnienia — mówił po chwili odpoczynku — i są ludzie, co trawią dnie żywota swego nad ich rozwiązaniem, — czemże są one wobec zagadnień późniejszych? Cóż się równać może ze znajomością Boga? Wnet dla mnie nie będzie tajemnic! Najsubtelniejsze i najstraszniejsze zostaną odsłonięte! Potęga, przed którą drżymy, puste miejsca napełnione ciemnością i nicością, co trwożą świat, przestaną być straszliwemi. Wszystkie przepaści będą otwartemi, napełni je Boska wiedza, ujrzę chwałę Boga, dotknę się wszelkich rozkoszy i odrodzę się w mej istności. Skoro godzina nadejdzie, powie Pan: Pójdź w moją służbę na zawsze! — Spełnią się me pragnienia, wszelkie marzenia i rozkosze życia tego nie zaważą ani tyle, co brzęk małych dzwoneczków.
Tu wstrzymał się Baltazar, jakby dla odpoczynku i jakby zapomniał o wszystkich.
— Daruj, synu Hurów — ciągnął dalej, pochylając głowę z powagą — daruj, żem zbyt długo mówił. Chciałem cię pobu-
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/408
Ta strona została skorygowana.