nowała, co widząc Nazarejczyk, zwolna podniósł laskę, którą trzymał w ręku i wskazał nią zbliżającą się postać.
Wszyscy, którzy dotąd tylko słuchali, zwrócili oczy w wskazanym kierunku. Baltazar i Ben-Hur ulegli bezwiednie temu samemu natchnieniu i utkwili wzrok w nieznanym mężu. Obaj odnieśli silne wrażenie, ale każdy w innym stopniu i odmiennem znaczeniu.
Zbliżał się ku nim zwolna; wzrost jego średni, postawa szczupła i delikatna; ruchy spokojne, jak zwykle u tych, co się ważnemi zajmują myślami. W szczególnej harmonii z całem wzięciem tej nieznanej istoty było ubranie, składające się z szaty spodniej, do kostek sięgającej, o długich, obszernych rękawach, i z drugiej zwierzchniej sukni, zwanej talitem. Na lewem ramieniu niósł zawój, a czerwona opaska; służąca do przytrzymania zawoju na głowie, zwieszała się po boku. Prócz opaski, czyli zawiązki, i niebieskiej wązkiej obwódki u dołu talitu, całe ubranie było z płótna, pożółkłego od pyłu z drogi. Zdobił je jeszcze sznur z kutasami, stosownie do zwyczaju rabinów, prawem przepisanego, również niebieskiego koloru, oznaczającego godność rabina czyli nauczyciela. Zwykłe sandały chroniły nogi, a nie miał ani pasa, ani worka, ani nawet laski.
Na te zewnętrzne odznaki patrzeli trzej widzowie przelotnie, o ile nie dotyczyły głowy i oblicza, mianowicie oblicza, co było niejako źródłem uroku, któremu mimowoli ulegali wszyscy.
Głowa zdawała się być otoczoną światłem pogodnego nieba; okrywały ją długie, w łagodnych kędziorach spadające włosy, przedzielone ponad czołem a mieniące się barwą orzechową ze złotawem odblaskiem. Pod szerokiem czołem, ciemnemi otoczone brwiami, — świeciły oczy, duże, ciemno niebieskie, a długie rzęsy, jakie tylko u dzieci widzimy, nigdy u mężczyzn, dodawały spojrzeniu niewypowiedzianie łagodnego i tkliwego wyrazu. Czy rysy tego oblicza były greckie czy izraelskie, trudno rozstrzygnąć. To tylko pewna, że łagodność oczu, bladość cery, odbłysk włosów i miękka, falisto na piersi spadająca broda, dziwnie ludzkie przyciągały serca. Cała jego postać była przyjemna, wzbudzająca zaufanie i robiła wrażenie skończonej piękności.
Zwolna zbliżał się nieznajomy ku trzem znanym nam osobom. Ben-Hur konno, z włócznią w ręku, mógł był najpierw zwrócić uwagę
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/414
Ta strona została skorygowana.