Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

mane śluby i niespełnione obowiązki; tak, dość było chwili, by dawne myśli wróciły.
Stał z razu zdziwiony, wreszcie zapanował nad sobą, zbliżył się do Estery i rzekł: Pokój tobie, słodka Estero; pokój i tobie, Simonidesie, błogosławieństwo Pana niech będzie z tobą, bo oto byłeś dobrym ojcem temu, który ojca już nie miał.
Estera spuściła głowę w milczeniu, Simonides zaś rzekł:
— Witaj, synu Hurów, w domu ojców twoich; bądź pozdrowiony w domu twych ojców, siadaj i powiedz o twoich podróżach, pracach, a nadewszystko o cudownym Nazarejczyku. Powiedz nam, jakie są jego przymioty i kim jest... Mów swobodnie, bo żaliż kto w tym domu ma większe od ciebie prawa do swobody? Usiądź między nami, abyśmy wszyscy słyszeć mogli cię mówiącego.
Estera szybko przyniosła rzeźbione ozdobnie krzesło i podała mu je.
— Dzięki ci — rzekł z wdzięcznością.
Usiadłszy, zwrócił się do mężczyzn.
— Przybyłem umyślnie wcześniej, aby wam o Nazarejczyku opowiedzieć.
Obaj słuchali w skupieniu ducha.
— Wiele dni towarzyszyłem Mu, strzegąc Jego czynów i kroków z jak największą troskliwością i bacznością; widziałem go wśród okoliczności, które słusznie uważanemi bywają za próby i doświadczenia, a świaczyć mogą o człowieku. Rozważając to wszystko, doszedłem do wniosku, że chociaż jest równym mnie człowiekiem, to jednak nie mniej przeświadczonym jestem, iż jest czemś więcej.
— Czem więcej? — pytał zdziwiony Simonides.
— Wytłómaczę wam to.
Wtem drzwi się otworzyły i wszedł ktoś do komnaty; Ben-Hur obrócił się ku wyjściu i wstał z otwartemi rękoma:
— Amro! droga, stara Amro! — wołał.
Zbliżyła się, wszyscy zaś obecni zapomnieli, jak była starą, czarną, pomarszczoną wobec radości, co z jej biła oblicza. Uklękła u nóg swego wychowanka, objęła kolana i całowała ręce, on odsunął siwe jej włosy z policzków i całował je, mówiąc: Dobra Amro, żaliż nie wiesz co o nich — ani słowa, ani znaku?