Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/431

Ta strona została skorygowana.

Amro, usiądź podle nas, u nóg moich, gdyż mam wiele do opowiadania o nadzwyczajnym człowieku, który przyszedł na ten świat.
Pomna swego stanowiska Amra, odeszła dalej i przy ścianie ze złożonemi na kolanach rękoma usiadła, ciesząc się widokiem swego pana. Ben-Hur zaś, pochyliwszy przed starcami głowę, mówił dalej:
— Lękam się odpowiedzieć wprost na twe pytania o Nazarejczyku, wolę raczej mówić o tem, co widziałem i co czynił, aby was przygotować na jego przyjęcie, jutro bowiem przybywa do miasta, uda się do Świątyni, którą zwie domem ojca swojego. Tam, jak mówi, oznajmi sam siebie światu i dowiemy się przy kim słuszność, przy tobie, Baltazarze, czy przy tobie, Simonidesie?
Egipcyanin, słysząc tę mowę, złożył na piersiach drżące ręce i pytał skwapliwie: Gdzież mam pójść, aby Go ujrzeć?
— Będzie wielkie mnóstwo ludu i ścisk; najlepiej byłoby, gdybyście poszli na dach klasztorny, czyli ponad portyk Salomona.
— Czy będziesz mógł nam towarzyszyć?
— Nie — odparł Ben-Hur — muszę być z przyjaciółmi, mogę im być przydatnym w czasie procesyi.
— Procesyi — zawołał Simonides z radością — podróżuje więc z okazałością?
Ben-Hur, zrozumiawszy myśli kupca, odparł:
— Przybywa z dwunastu ludźmi; są to po większej części rybacy, rolnicy, jeden nawet celnik, a wszyscy z pospólstwa. Podróżują pieszo, nie straszy ich zimno, wiatr, deszcz lub słońce. Gdybyś ich ujrzał, jak się zatrzymują przy gościńcu, aby łamać chleb lub odpocząć, rzekłbyś, gromada pasterzy, wracających z targu, ale ani chwili nie miałbyś na myśli króla i jego orszaku. Za to, gdy zsunie zawój z głowy, by spojrzeć na kogo, lub strząsnąć pył podróżny z głowy, pozna zaprawdę każdy, że on ich panem, władcą, nauczycielem i towarzyszem.
— Mądrość wasza jest wielką — mówił dalej Ben-Hur — wiecie więc, że główną żądzą, nieledwie drugą naszą naturą, jest pragnienie wszystko, zysków. Cóż powiecie o człowieku, który mógłby mieć bogactwa, który mógłby kamienie w złoto zamieniać, woli jednak żyć w ubóstwie?